„Legion samobójców” - film, na
który każdy szanujący się fan komiksów DC czekał z
utęsknieniem. Do tej pory firma prezentowała raczej średni poziom
jeżeli chodzi o filmy na wielkim ekranie, a ta produkcja miała być
przełamaniem ich przykrej passy.
Film jest historią grupy czarnych
charakterów, którzy za swoje niechlubne czyny trafili to więzienia
o zaostrzonym rygorze. Tu wkracza Amanda Waller, bezwzględna, zimna
jak lód, a do tego bezbłędnie zagrana, przez Violę Davis,
wysłanniczka rządowa. Postanawia użyć naszych super złoczyńców.
Wierzy, że jeśli pojawi się nowy ,,nadczłowiek”, oni staną się
jej zabezpieczeniem. I w zasadzie tylko to w filmie jest uzasadnione.
Viola Davis jako Amanda Waller
Następne pół godziny oglądamy zlepek scen, opisujących w
przerażająco płytki sposób, skomplikowany charakter naszych
głównych bohaterów. O ile historie większości więźniów są w
miarę zgodne z oryginałem, to obraz Harley Quinn (w tej roli
wspaniale sprawdziła się Margot Robbie) jako szalonej ukochanej
gangstera, którym nie wiadomo w jaki sposób stał się Joker, woła
o pomstę do nieba. Choć w przypadku postaci naczelnego wariata
Gotham City poprzeczka została ustawiona bardzo wysoko Jared Leto
sprawdził się w tej roli bardzo dobrze, ale beznadziejnej postaci
nawet dobry aktor nie pomoże.
Jarde Leto i Margot Robbie w jednej z wspólnych scen, jako Joker i Harley Quinn
Kiedy już przebrniemy przez tandetny
wątek miłości szalonej kobiety z szefem mafii w aparacie na zębach
i złotej marynarce, przyjdzie nam zmierzyć się z Kataną.
Postać
o głębokim podłożu psychologicznym, jedyna istota o czystych
intencjach, jednak pojawia się nie wiadomo skąd, a jedyne co o niej
wiemy to fakt, że ma wysysający dusze miecz, w którym siedzi jej
mąż. Tu pozostawiam jedynie pustą lukę na ironiczne brawa dla
scenarzystów i reżysera. Na tym etapie zaczyna rozwijać się
główny wątek.
Czarownica Enchanterss i jej brat Incubus,
którego imię nie wiadomo czemu nie pojawia się w filmie ani razu,
postanawiają przejąć władzę nad światem, a z ludzi zrobić
swoich szlamowato- roślinnych niewolników. Dla mnie motywacja skrajnie
nieudanych, głównych złoczyńców pozostaje zagadką. Zmuszeni
przez mini-bombę wszczepioną do szyi nie-bohaterowie mają do
wykonania samobójczą misję, w międzyczasie, z niewiadomych
względów reżyser wrzuca do filmu Slip Knota, który (Spoiler
Alert) trzy kwestie i kilka minut później ginie. Ich pierwszą
misją ma być uratowanie z miasta opętanego przez ,,terrorystów”
ważnego ,,pułkownika”. Nagle terrorystami okazują się
czarownica i jej brat, a pułkownikiem - sama Amanda Waller,
następnie dzieje się wiele: sporo wybuchów, katastrof, śmierci i
dymu. Może jeśli reżyser zrezygnowałby z, i tak słabych, opisów
historii postaci, całość byłaby bardziej emocjonująca i
trzymająca w napięciu. Niestety. W zasadzie całkiem ciekawa
historia została ściśnięta, spłaszczona i wzbogacona o mało
rozbudowujące ją wątki. Nie musimy więc długo zastanawiać się,
jak zły był efekt. W zasadzie to tyle, jeżeli chodzi o sam film.
Oczywiście, pojawiło się kilka elementów ratujących produkcję,
jak choćby wspomniana wcześniej gra aktorska, która była lekko
mówiąc powyżej oczekiwań, imponująca ścieżka dźwiękowa, a
także Pinkie - różowy jednorożec Kapitana Boomeranga.
Cała ekipa Legionu samobójców, od lewej: Slipknot, Kapitan Boomerang, Enchanterss, Katana, Rick Flag, Harley Quinn, Deadshot, Killer Croc i Diablo
Podsumowując, film miał być
wybuchowo-zabawny a wyszło tylko śmiesznie. Pozostaje nam jedynie
czekać, gdyż może DC odbije się od dna nadchodzącym filmem o
Wonder Women.
Julia Król
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz