wtorek, 28 kwietnia 2015

Wywiad z Karolem Zielińskim, laureatem XXV Ogólnopolskiego Konkursu Gry na Harmonijkach Ustnych w Kamieniu ,, HAKAM 2015”.

Fotografia - Arkadiusz Rogalski

Kim jesteś Karolu i czym się zajmujesz?
Odpowiem cytatem z rapu o Lublinie składu AXL: „Jestem z Lublina, tutaj żyję ja i moja rodzina”. Tak bardziej na serio to mam 30 lat, z wykształcenia jestem magistrem historii. Od ok. 2 i pół roku gram "na poważnie" na harmonijce ustnej. To w największym skrócie.

Jak zaczęła się twoja przygoda z muzyką?
Już czasów od szkoły podstawowej słuchałem muzyki różnych gatunków, nie tylko „Fasolki”. Już kilka ładnych lat temu kupiłem harmonijkę, nauczyłem się szybko podstaw grania na niej i ... odłożyłem ją do lamusa. Co jakiś czas do niej wracałem, ale bez wielkich efektów. Zawsze chciałem być gitarzystą jednak z powodu choroby i niedowładu ręki nie mogłem efektywnie nauczyć się grać. Wprawdzie dzięki specjalnym technikom jest możliwe granie na gitarze jedną ręką, ale wtedy o tym nie miałem pojęcia. Po ukończeniu studiów trudno było mi się odnaleźć w rzeczywistości. Musiałem dokonać przewartościowania swoich priorytetów. W pewnym momencie powiedziałem sobie, że skoro tak lubię muzykę, bluesa i inne gatunki i znam już podstawy gry na harmonijce powinienem pójść dalej. Przełom nastąpił jesienią 2012 roku. Wtedy zacząłem brać lekcje za pośrednictwem skypa u Mieszka Służewskiego, bardzo dobrego harmonijkarza, który w 2011 r. wygrał prestiżowy konkurs „Harmonica Bridge”. Mieszko pomógł mi opanować teorię muzyki, która jest przydatna w muzyce improwizowanej, jaką jest blues. Udzielił sporo wskazówek praktycznych, bez których nie zrobiłbym kroku dalej.

Co było dalej?

Od tamtej pory niemal codziennie ćwiczę, gram, słucham i staram się wciąż rozwijać. Czerpię ogromną radość z grania. Trudno to opisać, ale odkąd gram regularnie mam zupełnie inne spojrzenie na rzeczywistość, bardziej pozytywne. Mogę więc powiedzieć, że harmonijka mnie odmieniła. Zdaję sobie sprawę, że jeszcze czeka mnie wiele wytężonej pracy w drodze do osiągnięcia w pełni profesjonalnego poziomu gry, ale ta świadomość jest motywująca. Z drugiej strony, kiedy zaczynałem grać, to nawet nie wyobrażałem sobie, że będę koncertował. Ważnym etapem w moim graniu był udział w Letnich Warsztatach Bluesowych w Puławach, w klasie harmonijki Bartka Łęczyckiego. Poznałem tam wielu inspirujących instrumentalistów i wokalistów, w tym harmonijkarza z Kielc Arka Rogalskiego, który wywarł duży wpływ na mój styl gry i moje podejście do muzyki. Puławskie Warsztaty to wspaniała impreza pod każdym względem. Jestem w stałym kontakcie z kilkunastoma uczestnikami warsztatów i można powiedzieć, że tworzymy wszyscy No i systematyczna praca doprowadziła do sukcesu, którym było znalezienie się w „Złotej Dziesiątce” ogólnopolskiego festiwalu harmonijkowego w Kamieniu.jedną, wielką, bluesową rodzinkę.

Mógłbyś coś więcej opowiedzieć o przeciwnościach losu, z którymi musiałeś się zmierzyć?

Od urodzenia jestem niepełnosprawny, poruszam się o kuli. Dzięki wsparciu rodziców i przyjaciół stopniowo pokonywałem przeciwności i ograniczenia. Ukończyłem studia i nie muszę chyba dodawać, że moja działalność muzyczna jest kolejnym etapem przełamywania barier. Jest też formą rehabilitacji i autoterapii. Skoro o tym mówimy to dodam, że przez ponad trzy lata pełniłem funkcję wiceprezesa zarządu w stowarzyszeniu działającym na rzecz integracji osób niepełnosprawnych. Organizowałem projekty wymian międzynarodowych, które miały za zadanie włączyć młodzież niepełnosprawną w aktywność kulturalną: plastyczną, muzyczną, kulinarną czy ekologiczną.

Czy spotkałeś się z nietolerancją czy dyskryminacją z racji niepełnosprawności?

Ze specjalną nietolerancją się nie spotkałem, raczej ludzie zawsze byli mi życzliwi. Pomijam jakieś drobne incydenty w podstawówce, bo chyba każdy miał w tym okresie jakieś problemy, nie tylko niepełnosprawni. Sprawa wygląda trochę inaczej jeśli chodzi o urzędy i różne instytucje. To często świat ciasnych lokalnych układzików. Nie dotyczy to tylko stosunku do niepełnosprawnych, ale ogólnie do ludzi tyle, że niepełnosprawnym jest trudniej. Szkoda, że reżyser filmowy Stanisław Bareja nie żyje, bo miałby wiele tematów do swoich fimów. Wracając do tematu dyskryminacji to wydaje mi się, że z jednej strony dużo się mówi o tolerancji, równości itp. a tak naprawdę we współczesnym świecie dominuje kult człowieka zdrowego, silnego i pięknego. Wszyscy mamy jakieś ułomności, nawet ci pozornie w 100 procentach zdrowi i piękni. I często właśnie z takiego myślenia wynika dyskryminacja osób niepełnosprawnych. Ważne jest, że wielu z nas mimo przeciwności walczy o swoje życie i szczęście.
Harmonijka. Zawsze wydawało mi się, że jest ot mało efektowny instrument...
To tylko pozory, bo gra na wysokim poziomie jest bardzo efektowna, ale rzeczywiście taki jest stereotyp, że harmonijka to coś w rodzaju dziecięcej zabawki. Takie myślenie wynika głownie z tego, że gra na harmonijce to działalność dość niszowa i wirtuozi tego instrumentu są nieobecni w mediach. W znanych przebojach harmonijka jeśli już występuje to najczęściej jako dodatek. Nagrania mistrzów harmonijki są jednak dostępne w internecie i wielu ludzi po ich wysłuchaniu zmienia swoje zdanie na temat tego instrumentu. Wiele razy po moim koncercie lub moich doświadczonych kolegów słuchacze mówili „nie wyobrażali sobie, że takie rzeczy można grać na harmonijce”. W rzeczywistości to ważny instrument. Na początkowym etapie nauka gry na harmonijce jest prosta. Gdy jednak chcemy grać na niej na poważnie trzeba w naukę włożyć sporo pracy, ale naprawdę warto się poświęcić. Jest kilka rodzajów harmonijek ustnych, a ja gram na diatonicznej, 10-kanałowej nazywanej często harmonijką bluesową. Ona jest też używana w innych gatunkach muzyki, jak country, folk, pop, rock, jazz itp. Instrument jest może i mały, ale daje niesamowite możliwości brzmieniowe, artykulacyjne i improwizacyjne. Za jego pomocą możemy opowiadać niesamowite historie! Możemy grać na nim z brzmieniem akustycznym oraz elektrycznym za pomocą odpowiedniego mikrofonu i wzmacniacza. Wtedy nabiera bardziej zadziornego charakteru. Oprócz tego są harmonijki dwurzędowe wykorzystywane głównie w muzyce ludowej oraz chromatyczne.

Czym się różni harmonijka diatoniczna od chromatycznej?

Chodzi o skale muzyczne. Najłatwiej to wytłumaczyć na przykładzie fortepianu. Dźwięki podstawowe harmonijki diatonicznej odpowiadają białym klawiszom fortepianu. Jednak dzięki przydatnym technikom obniżania dźwięków (bending) oraz podwyższania (overbending) oraz poprzez odpowiednie dęcie lub zssanie możemy uzyskiwać brakujące półtony jak to jest w pezypadku czarnych klawiszy w fortepianie. Teoretycznie można na jednej harmonijce diatonicznej grać chromatycznie czyli we wszystkich 12 tonacjach. Niektóre tonacje nie brzmią jednak nie najlepiej. Dlatego w praktyce każdy koncertujący harmonijkarz ma na występy zestaw od kilku do kilkunastu harmonijek w różnych tonacjach. Z kolei na harmonijce chromatycznej (najczęściej 12-kanałowej) dodatkowe dźwięki uzyskujemy dzięki specjalnej przesuwce. Możemy więc łatwo zagrać wszystko na jednym instrumencie. Jego delikatne brzmienie i brak możliwości płynnego obniżania dzwięków powodują, że instrument nie pasuje do bluesa tak jak harmonijka diatoniczna 10-kanałowa. Dlatego chromatyczna jest częściej wykorzystywana w jazzie i muzyce klasycznej. Gra na niej także słynny Stevie Wonder czy Toots Thielmans. Ten ostatni zakończył karierę w zeszłym roku w wieku 92 lat!
Kto jest dla Ciebie największą inspiracją?
Moim ulubionym harmonijkarzem jest już wspomniany Bartek Łęczycki, który również pochodzi z Lublina. Gra zarówno na diatoniku jak i chromatyku. Cenię go za wszechstronność i melodyjność. Potrafi wprowadzać do bluesowej improwizacji smaczki z innych gatunków jak jazz, funky czy nawet muzyka arabska .
Mimo, że jest wirtuozem nie przesadza w szarżowaniu techniką. Kiedy trzeba gra kosmicznie szybko, ale stawia często na ciekawą melodię i piękną frazę. Bardzo mi pasuje takie podejście do instrumentu ponieważ sportowy czy, jak ja to nazywam, „cyrkowy” styl grania szybko się staje nudny i przewidywalny dla słuchacza. Oczywiście technikę należy szlifować, ale pamiętać przy tym, że jest ona tylko środkiem do przekazywania swoich uczuć podczas grania. Inspirują mnie również harmonijkarze amerykańscy jak William Clarke, czy Kim Wilson. Oni pokazują, że blues nie musi być wcale smutny i nudny jak niektórzy postrzegają tą muzykę. Może być pogodny i wesoły z rockandrollowym i swingowym zacięciem. Mimo, iż preferuję bardziej nowoczesną szkołę grania, wśród moich inspiracji znajdują się także oldschoolowi wykonawcy, jak Little Walter, Howlin' Wolf, Sonny Boy Williamson II czy Junior Wells. Oni stworzyli podwaliny pod harmonijkowego bluesa. Oprócz harmonijkarzy dużą inspirację są dla mnie saksofoniści i gitarzyści. Jak choćby Marek Raduli.

Rozmawialiśmy o muzyce którą tworzysz. Teraz opowiedz o muzyce jakiej słuchasz.
Słucham praktycznie wszystkiego, bo moim zdaniem to rozwija. Poza harmonijkowym bluesem lubię latin jazz, a poza tym rock, punk, country, folk, reggae, poezję śpiewaną czy rap. Kiedyś bardzo interesowałem się melodyjną, tzw. kalifornijską odmianą punk rocka i nawet współpracowałem z portalem internetowym i czasopismem jako recenzent. Ostatnio zagraliśmy z Kasią „Kapri” Dąbrowską, wokalistką tego gatunku i pomyślałem sobie, że historia zatoczyła koło. Od czasu do czasu lubię posłuchać muzyki klasycznej zwłaszcza kompozytorów romantyzmu jak Griega, Wagnera czy Sibeliusa i oczywiście Chopina.

Występujesz w zespole czy solowo?

Od września zeszłego roku gram w duecie z lubelskim gitarzystą i wokalistą Marcinem Krukiem. Zapraszam na naszą stronę na facebooku facebook.com/marcinandkarol. Wykonujemy muzykę z pogranicza bluesa, akustycznego rocka i piosenki poetyckiej. Covery i nasze własne utwory. Rozpoczęliśmy współpracę i mamy już na koncie ok. 10 koncertów w Lublinie, Kazimierzu Dolnym czy Puławach. Bardzo dobrze się nam razem gra i współpracuje. Marcin jest pozytywnym człowiekiem nastawionym optymistycznie do życia. Dużym plusem jest to, że mamy zróżnicowany repertuar. W najbliższym czasie ukaże się solowa płyta Marcina pt. „Życie pełne życia” gdzie gram w trzech utworach.
Z kolei na jamach, jak na to jamach grywam z różnymi muzykami elektrycznego bluesa i rock'n'rolla. Natomiast w domu ćwiczę również polskie, irlandzkie oraz skandynawskie utwory folkowe i pewnie kiedyś zaprezentuję się od tej strony przed publicznością. Myślę o własnym kanale na You Tube, gdzie będę prezentował nagrania folkowe.

Masz jakieś inne zainteresowania?
Interesuję się historią, zwłaszcza najnowszą Polski, ale również naukami pomocniczymi historii jak genealogia, heraldyka, czy numizmatyka. Lubię kino czeskie stare i współczesne. Oprócz tego piszę teksty piosenek i wiersze. Z kolegą pracuję nad powieścią z elementami autobiograficznymi. Praca nad uzyskaniem coraz lepszego poziomu gry na harmonijce jest w tej chwili dla mnie priorytetem.

Opowiedz o swoich planach

Chciałbym w tym roku zagrać jak najwięcej koncertów z Marcinem Krukiem. Planujemy zgłosić się do kilku przeglądów zespołów bluesowych i piosenki poetyckiej. Planuje też zacząć grę na harmonijce chromatycznej, ponieważ jej brzmienie i układ dźwięków bardzo dobrze nadają się do wykonywania latin jazzu, który nastraja mnie optymistycznie. W przyszłości chciałbym założyć zespół grający mix bluesa z boogie-woogie i rockandrollem. Generalnie chcę dużo grać, na coraz lepszym poziomie.

Co radzisz tym, którzy chcą iść w twoje ślady. Pewnie nie brakuje takich osób...
Z pewnością tak, o czym świadczy coraz większa liczba osób zainteresowanych harmonijkowymi warsztatami. Radzę regularnie grać i jak najwięcej słuchać mistrzów harmonijki oraz innych instrumentów. Uczyć się ze słuchu ich zagrywek, dużo improwizować i ale też uczyć się konkretnych melodii, utworów i solówek. Poznać choćby podstawy teorii muzycznej i starać się słuchać muzyki w sposób świadomy. Grajmy to, co nam się podoba, ale starajmy się nie zamykać tylko w jednym gatunku. W internecie jest sporo materiałów do nauki ale nie zawsze są one dobre. Dlatego, by nie wyrobić sobie złych nawyków najlepiej znaleźć dobrego nauczyciela oraz wziąć udział w warsztatach. Tym, którzy chcą się dowiedzieć czegoś więcej o harmonijce oraz nawiązać kontakt z grającymi polecam portal i forum harmoszka.com.
W Krakowie działa kilku znakomitych harmonijkarzy którzy dają lekcje prywatne i organizują warsztaty jak m.in. Łukasz "Wiśnia" Wiśniewski, Marcin Dyjak oraz Łukasz Pietrzak. Bardzo ważny jest regularny udział w jam session i granie z ludźmi, z zespołami, bo to uczy obycia na scenie i wyrabia poczucie rytmu. Generalnie grać i cieszyć się z tego. To, czy będziemy grali profesjonalnie czy hobbystycznie, to już zależy od nas ale najważniejsza jest frajda i radość jaką dajemy słuchaczom.

Wywiad przeprowadził Bartłomiej Małczyński.

środa, 22 kwietnia 2015

HISTORIA CAŁKIEM NIE Z TEJ BAJKI- CZYLI KRÓTKIE WPROWADZENIE DO ŚWIATA FANFICTION

Myślę że każdy z nas czytając ulubioną książkę zastanawiał się co by było, gdyby… Często tworzymy w głowie alternatywne zakończenie czy inny przebieg losu naszego ulubionego bohatera. A co, jeśli ktoś wpadł na ten sam pomysł co my? Z pojęciem fanfiction spotkałam się stosunkowo niedawno, bo rok temu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że świat całkiem nowych możliwości wciągnie mnie bez reszty. 

Opowieści tego typu można łatwo podzielić na typowe opowiadania i na tzw. ,,miniaturki”. Pierwszy 
rodzaj ma zwykle kilkadziesiąt rozdziałów, drugi zaś maksymalnie kilka części, zwykle jednak jest to  jedno, krótkie kilkustronicowe opowiadanie. W czeluściach internetu można natknąć się na ff (skrót od nazwy fanfiction) dosłownie na każdy temat.  Są to zarówno historie miłosne, jak i opowiadania fantasy czy akcji, a mogą dotyczyć każdego z rodzajów mediów: filmów, książek, seriali, programów telewizyjnych a nawet niekiedy gier komputerowych. 

Można  powiedzieć, że czytelnicy ff wytworzyli odrębną społeczność. Zaczyna się w niej jako nieznany i nieszkodliwy czytelnik, który sam niewiele wie o tej alternatywnej rzeczywistości, z czasem staje się coraz bardziej znany, dostaje zaproszenia do zamkniętych grup na portalach społecznościowych czy na elitarne fora tylko dla zagorzałych czytelniczek. Jednak szczyt tej hierarchii społecznej można osiągnąć tylko jako autor własnych historii. Kiedy twoje 
opowiadanie spodoba się kilku naprawdę wpływowym czytelniczkom możesz stać się kimś w rodzaju idola. Choć większość takich osób pisze pod pseudonimem to ich ,,imię” znają wszyscy czytelnicy danego paringu (połączenie danych postaci w pary np. paring z serii Harry’ego Potter’a złożonej z głównego bohatera i młodszej siostry jego najlepszego przyjaciela: Ginny, nazywamy Hinny itp.) i każdy fan czeka niecierpliwe na ich kolejną publikację. 

Sama jednak traktuję świat fanfiction jako drzwi do kontynuacji moich ukochanych powieści, bo kiedy już skończę czytać daną serię brakuje mi nowych, niesamowitych przygód moich ulubionych postaci. Wtedy popadam w swego rodzaju otępienie nazywane u nas książkowym kacem. 

Jedna z początkujących czytelniczek ff, i moja bliska znajoma, mówi: ,, Fanfiction pokazało mi, że mogę tworzyć własne historie, a moje ukochane postacie będą wiecznie żywe. Kompletnie zatraciłam się w magii tych opowiadań i mimo tego, że na początku sceptycznie podchodziłam do całej sprawy, teraz nie wyobrażam sobie dnia bez choćby jednej historii.

Niestety, jak zawsze, istnieje też ciemna strona naszej małej społeczności. Po pierwsze trzeba pamiętać, że gdy udostępniamy coś w internecie jesteśmy narażeni na plagiat i nasze małe arcydzieła mogą zostać po prostu przez kogoś skopiowane. Po drugie zdarza się, że za pisanie historii zabierają się niedojrzali 12-latkowie, choć do pewnego momentu nie ma w tym nic złego. Jednak to ich historie mogą być źle napisane, pełne błędów (nie rozumieją że każda prawdziwa autorka ma swoją betę, czyli osobę, która sprawdza przed dodaniem na bloga ich teksty). No i po trzecie niekiedy można natknąć się na opowieści pisane przez osoby, które traktują wrzucanie tekstów do internetu jako formę prywatnego pamiętnika. Wtedy czytanie przestaje sprawiać przyjemność. Pomimo tych kilku wad świat fanfiction stawia przed nami setki nowych możliwości i mam nadzieję, że mój artykuł zachęci każdego miłośnika i wroga czytania oraz do spróbowania odkrycia na nowo każdego z naszych ulubionych bohaterów.

** Na zdjęciu widoczny jeden z najpopularniejszych tematów fanfiction: Dramione, czyli połączenie Drcao Malfoy'a z Hermioną Granger, postaci występujących w serii o Harrym Potterze, a także fan art- stworzona przez fanów danego paringu grafika, ta widoczna powyżej autorstwa CaptBexx**

Julia Król

x

"Sześć lat później" Harlan Coben

Przyzwyczajona do prozy Harlana Cobena nie spodziewałam się po jego książce, opowiadającej historię Jake'a Fishera i jego utraconej miłości, wielu zmian. Uważam, że jest to najsłabsza z powieści, która wyszła spod ręki tego pisarza. Nie jest aż tak interesującym utworem,  abym  mogła go poleciłabym osobom nieznającym twórczości tego pisarza. 

Każdy, kto choć raz miał do czynienia z dziełami Harlana Cobena, wie, czego można się po nim spodziewać. Lekki kryminał, który powiela tak lubiane przez pisarza wątki. Jest wartka akcja, której rozwój opiera się na poznawanych w miarę czytania wydarzeniach z przeszłości. Są bohaterowie przypominający wręcz tych z poprzednich powieści. Jest motyw wyidealizowanej ukochanej, która znika w tajemniczych okolicznościach oraz wiecznie zakochanego w niej inteligentnego i przystojnego mężczyzny pożądanego przez kobiety. 

Zawiedziona banalną fabułą, mało urozmaiconą i przeciętną historią, serdecznie zachęcam do poznania Cobena z innej strony. Zamiast czytać krótki thriller polecam choćby lekturę przełomowej dla jego kariery książki zatytułowanej "Nie mów nikomu", czy innej "Bez pożegnania". Jeśli lubicie czytać prozę, której główny wątek opiera się na wydarzeniach sięgających po kilka lat wstecz, Harlan Coben jest pisarzem godnym polecenia.

wtorek, 21 kwietnia 2015

72. Rocznica wybuchu powstania w Getcie Warszawskim


Wydawało się, że zostali już całkowicie obdarci z człowieczeństwa. Skazani na śmierć, na nieistnienie. Wymazani nie tylko z życia, ale i z pamięci, bo któż pamięta o rozwianych prochach lub dymie, który jeszcze wczoraj unosił się w powietrzu?


Wobec milczenia świata, który zamykał oczy i nie chciał uwierzyć? Widzieć? Słyszeć? Cóż im pozostało, jak podjąć walkę w obronie własnej ludzkiej godności.


Skoro sumienia świata nie mogły obudzić krematoryjne piece Treblinki czy Auschwitz, a mur wysoki zasłaniał zbrodnie, uspokajając sumienia, cóż mogli zrobić?


Nie wierzyli w zwycięstwo. Ta walka mogła zakończyć się tylko w jeden sposób. Czy było zatem warto chwytać za broń?


Krzyk rozpaczy! Niezgoda na niszczenie człowieczeństwa. Stracić życie, by uratować szczątki ludzkiej godności. By świat wreszcie usłyszał. By przejrzał, by uwierzył!


Giną właśnie
Ostatni obrońcy tej twierdzy, a z nimi umiera
Wielka, piękna, bogobojna żydowska Warszawa.

(…)Jeszcze najwyżej godzina i będę z moją rodziną
i milionami innych pomordowanych z mojego
narodu w owym lepszym świecie, gdzie nie
ma już wątpliwości i gdzie Bóg jest jedynym,
namacalnie bliskim Panem.

Umieram spokojny, lecz nie nasycony;
pobity, lecz nie zniewolony;
rozgoryczony, lecz nie zawiedziony;
wierzący, lecz nie modlący się;
zakochany w Bogu, ale nie ślepo powtarzający: „Amen”.


1.Zwi Kolitz, Josela Rakowera rozmowa z Bogiem, s. 58

                      
o. Edward Kryściak SP