wtorek, 13 października 2015

Jak przenieść się w czasie czyli Grupa Kostiumowa Krynolina




Weekend w krainie Jane Austen? Bal przetańczony z panem Darcym? Piknik pod Wiszącą Skałą? Dokładnie tak spędzają wolny czas członkinie Grupy Kostiumowej Krynolina, które zajmują się rekonstruowaniem dawnych strojów i obyczajów.

Priorytetem naszych zlotów jest przede wszystkim dobra zabawa – czy może być coś przyjemniejszego niż magiczne przeniesienie się do XIX wieku? Pytanie jak nam się to udaje, jeśli nie przy pomocy żadnej niezwykłej, futurystycznej maszyny?

Przede wszystkim potrzebujemy stroju. Jako, że skupiamy się głównie na modzie XVIII i XIX wiecznej (oraz początkach XX wieku) obowiązkowym elementem jest gorset, powszechnie wtedy noszony. Oprócz niego posiadamy inne części garderoby, takie jak chociażby historycznie poprawna bielizna. Chociaż może się to wydawać niezwykłe, to nasze suknie szyjemy same. Oczywiście zajmuje nam to dużo czasu, w końcu trzeba znaleźć inspiracje, oryginalne wykroje, kupić materiały. Jednak satysfakcja z dobrze wykonanej roboty, wynagradza nam wszelkie trudy.
Jednak by przenieść się w przeszłość i przeżyć czasy wojny secesyjnej, rewolucji francuskiej bądź wojen napoleońskich, nie wystarczy posiadać stroju. Bez sensu jest trzymanie idealnie odwzorowanej sukni z osiemnastowiecznego portretu w szafie.               Grupa kostiumowa spotyka się na wszelakie okazje - zwiedzenie muzeum w Krakowie, piknik pod Pałacem w Pszczynie bądź trzydniowy zlot w Ojcowie z fabułą osadzoną w czasach Jane Austen! Członkinie Krynoliny uczęszczają również na bale organizowane przez inne grupy takie jak Szkoła Tańca Jane Austen bądź podczas Festiwalu Tańców Dworskich Cracovia Danza.

Zajmujemy się organizowaniem mniejszych akcji, takich jak, na przykład lettre avec l'ame – jest to akcja listowa, w której każda chętna osoba może na wzór dziewiętnastowiecznych dam pisywać do innych zainteresowanych tym osób i dzielić się ploteczkami usłyszanymi na prowincji!

Prowadzimy również blogi o naszych zainteresowaniach – można na nich znaleźć ciekawe artykuły dotyczące, na przykład, dziewiętnastowiecznych kosmetyków bądź po prostu zdjęcia naszych gotowych kreacji.

Jeśli kiedykolwiek marzyliście o przenoszeniu się w czasie koniecznie zawitajcie na jedno ze spotkań Grupy Kostiumowej Krynolina!

Małgorzata Żebrowska

niedziela, 11 października 2015

Bóg nigdy nie mruga - recenzja książki

Życie stale stawia nas przed tym wyborem: Zajmij się życiem albo zajmij się umieraniem. Którą opcję wybierzesz? Jak często dokonujemy właściwego wyboru? I w którym momencie dnia czujesz się po prostu wolny?
Ktoś kiedyś powiedział mi, że różnica między rutyną a śmiercią polega na tym, że rutyna pozostawia ci odrobinę więcej pola manewru. Kiedy dostrzegam, że popadłam w rutynę, wiem, że muszę to szybka zmienić, zanim ugrzęznę w niej na dobre.
Lekcja 16. Życie jest za krótkie, żeby się nad sobą użalać. Zajmij się życiem albo zajmij się umieraniem.

czwartek, 8 października 2015

Pamięć ocalona - dumna i niepokorna

       Dopiero co zakończył się kolejny już wyjazd edukacyjny organizowany przez Biuro Edukacji Publicznej IPN w Warszawie dla laureatów Konkursu Sprzączki i Guziki z orzełkiem ze rdzy. Tym razem droga wiodła uczestników szlakiem bojowym gen. Stanisława Maczka i gen. Stanisława Sosabowskiego. Na szlaku przejazdu znalazły się miejsca, gdzie pamięć o żołnierzach 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej oraz 1 Dywizji Pancernej wciąż jest obecna. Na przekór i wbrew próbom zawłaszczenia tej pamięci przez wielkich wygranych II wojny światowej. Mimo wspólnej walki i dużej daniny krwi pamięć o polskim udziale w zmaganiach na zachodnim froncie nie była dla aliantów wygodna. Nie była również mile widziana w Polsce czasu komunizmu, ponieważ bohaterowie z Zachodu nie pasowali do wykreowanego i jedynie słusznego w PRL-u punktu widzenia historii… Tym bardziej cieszy, że pamięć trwa – ta dumna i niepokorna. Pamięć, która przetrwała wśród mieszkańców miejscowości, gdzie dotarli Polacy w ramach działania drugiego frontu.
     Driel – miejsce zrzutu 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej w ramach operacji uchwycenia mostów na Renie. Operacja nieudana, Polakom przypadło osłanianie sił aliantów wycofujących się spod Arnhem. Chciałoby się zacytować Kaczmarskiego:  My zaś jak zwykle osłaniamy tyły. Znów dzięki nam na drugi przeszli brzeg, lecz obca pamięć krótka bywa przecie. Przelana krew i zeszłoroczny śnieg jednaką cenę mają na tym świecie. Podnieście wzrok, na lament czasu brak. Musimy znaleźć miejsce na przeprawę. Przez ile lat będziemy szukać tak i nurtom rzek dodawać barwy krwawej? Operacja, za niepowodzenie której winą obarczono gen. St. Sosabowskiego – zapłacił wysoką cenę – zdegradowany, pozbawiony dowództwa, a później i wojskowej emerytury. Aż 60 lat trzeba było, by oddano należny szacunek polskim spadochroniarzom. Holendrzy nie ugięli się wobec nacisków angielskich, walczyli o dobrą pamięć o Polakach. Zapada w pamięć odwaga i nieustępliwość  mieszkanki Driel – Cory Baltussen, która 60 lat walczyła o
prawdę o Polakach – 73 z nich spoczywa na wojskowym cmentarzu w Oosterbek. Brakuje jednak takiego samego przywrócenia dobrej pamięci gen. Sosabowskiemu i jego żołnierzom przez Anglików – chciałbym usłyszeć, że winę za niepowodzenie operacji Market – Garden ponosi marszałek B.L. Montgomery – pomysłodawca operacji, a jednocześnie największej katastrofy na froncie zachodnim. Ktoś tak ładnie powiedział, że ten facet jest przereklamowany…

     Normandia i plaża Juno, jedno z miejsc lądowania aliantów. To było 6
czerwca 1944 r. Trudno sobie wyobrazić konieczność przebiegnięcia pod ogniem stanowisk niemieckich długiego pasa plaży. Spojrzenie na to miejsce, przy mocnej fali, silnym chłodnym wietrze, pozwala chociaż w niewielkim stopniu zrozumieć, jak wielkiego męstwa trzeba było, by zdobyć przyczółek na normandzkim wybrzeżu. Również tam można znaleźć ślad pamięci po Polakach, którzy w tej operacji uczestniczyli. Miło jest zobaczyć polską flagę nad plażami Normandii…

Mont Ormel – kluczowy punkt operacji Falaise. 1 Dywizja Pancerna
uniemożliwiła wyjście z okrążenia dużej części sił niemieckich w ramach operacji Overlord. Trzeba było odpierać niemieckie ataki i okrążenie przez siły niemieckie. Można powiedzieć, że to szczególnie polskie miejsce – z pomnikiem dowódcy, który wygląda z czołgu, z wysoko wzniesioną polską flagą nad opadającymi łąkami Normandii. Na pobliskim cmentarzu w Urville-Langanerie można było znów stanąć nad grobami 615 polskich żołnierzy, którzy w bitwie o Maczugę (Mont Ormel) ponieśli śmierć.

Na szczególną wdzięczność zasługuje postawa twórcy Kandadyjsko-

Polskiego Prywatnego Muzeum w Adegem – Gilberta van Landschoot. Wbrew poprawności politycznej, realizując wolę ojca, stworzył miejsce – pomnik, który upamiętnia rzeczywistych wyzwolicieli tego skrawka Europy. Pasjonat pełen odwagi, który ukazuje wkład Kanadyjczyków i Polaków w walki na zachodnim froncie II wojny. Ogromna ilość eksponatów i wojennych „pamiątek”, filmy ukazujące zmagania na froncie. Polski Orzeł wpisany w kanadyjski Liść Klonu jako wizytówka tego szczególnego miejsca. Kolejne miejsce wdzięczności. Może to zabrzmi dla kogoś bardzo górnolotnie, ale również dumy z polskiego orzełka i barw. 

Później była Breda. Miłe spotkanie z byłą uczennicą Liceum, która w tak
bardzo polskim mieście prowadzi polską drużynę harcerzy. Muzeum gen. Maczka niestety nie było dostępne – spakowane zbiory i konieczność przeniesienia siedziby pozwoliła jedynie na spotkanie z Polonią i obejrzenie prezentacji. Miasto bardzo polskie, z licznymi miejscami zaznaczonej wdzięczności. Polski orzeł dziobiący niemiecką gapę czy miejski

park polski w formie kościoła. A na koniec znów cmentarz, gdzie wśród swoich żołnierzy spoczął gen. Stanisław Maczek. W Mszy świętej na cmentarzu uczestniczył jeden z bohaterów walk, jeden z ostatnich żyjących żołnierzy 1 Dywizji Pancernej. 


Ostatni etap to Osnabrueck, na terenie Niemiec. Pierwsze miejsce, które na całej trasie wyjazdu wzbudziło mieszane uczucia. Może będzie to zbyt duże słowo, ale  w jakimś sensie to fałszowanie dziejów. Zestawianie zniszczeń  dokonanych przez Niemców w Warszawie, miasto zamienione w kupę gruzów, z faktem zniszczenia drewnianych stołków i mebli w celu napalenia w piecach. Próba postawienia
znaku równości pomiędzy tym, co uczyniono w Warszawie z tym, co stało się w czasie pobytu Polaków w Osnabrueck. Sam sposób narracji, której celem jest edukacja, pozostawia wiele do życzenia. Jacyś źli naziści bliżej nieokreślonej nacji i bohaterscy Niemcy w ruchu oporu, brak ukazania strefy okupacyjnej jako skutku II wojny światowej. Po dawnym jenieckim obozie dla kobiet, które trafiły tu po upadku Powstania Warszawskiego, pozostał niewielki kamienny obelisk z tablicą, otoczony polem kukurydzy przy skrzyżowaniu dość ruchliwych dróg. Doświadczenie takiego przedstawiania historii rodzi wiele emocji, ale przede wszystkim uświadamia, jak bardzo ważna jest wciąż troska o pamięć.

Było warto. Dzięki zaangażowaniu pracowników Biura Edukacji Publicznej IPN i odwiedzanym miejscom kolejny kawałek historii, wciąż żywej, staje się bliższy i bardziej dostępny od wiedzy poznawanej z podręczników. Serdeczna wdzięczność wobec bezpośrednio zaangażowanych w przybliżanie historii i zarazem zobowiązanie, by pamięć, tę dumną i niepokorną, pamięć, która wciąż musi dopominać się o właściwe sobie miejsce, zachowywać i przekazywać dalej. 

o. Edward Kryściak SP