List akurat z tamtego wydziału zdumiał mnie nieco,
bo prawie nigdy nie otrzymywałem stamtąd korespondencji. Może przytoczę go w
całości, żebyście i wy wiedzieli, o co chodzi.
„Szanowny Panie Boże!
Zapewne zaskakuje Pana list z tego właśnie
wydziału, ale dręczy mnie jednak pewien dylemat i nie mam się kogo poradzić.
Ufny w Pańską mądrość i miłość ojcowską pewien jestem, że będzie Pan w stanie
mi pomóc.
Dosyć czasu już zmarnowałem, więc przejdę do
rzeczy. Otóż jak Pan wie tutaj, gdzie się obecnie znajduję, w sposób losowy są
nam, przyszłym ludziom, przydzielane zdolności, które mamy wykazywać za
ziemskiego życia. Mnie- nie mam pojęcia, czy fortunnie, czy nie - wszczepiono
umiejętności, jak to określono, humanistyczne: talent literacki, językowy,
władanie piórem, dar wymowy, chęć do zgłębiania historii, literatury i
polityki. Wszyscy moi współtowarzysze obdarzeni ścisłymi umysłami, już dawno
przyszli na świat, a ja ciągle dumam: rodzić się czy się nie rodzić?
Pozostawiono mi bowiem wybór sugerując, że lepiej tego nie robić i obrzydzając
mi moje zdolności. Bardzo proszę o odpowiedź na pytanie: Czy warto rodzić się
humanistą?
Z poważaniem Wobec Pana Wyłącznie Pył
Marny”
Mój drogi wobec Mnie wyłącznie pyle marny,
odpowiadam z całą stanowczością- nie, nie warto rodzić się humanistą. Moja
troska ojcowska zmusza mnie do poproszenia Cię o to, abyś pozostał tutaj i nie
wybierał się na świat. Powody są dwa.
Pierwszy: wspomniałeś, że obrzydzono Ci Twoje
zdolności. Jeśli już teraz to Tobą wstrząsnęło to naprawdę nie masz po co pchać
się na ziemię. Tam, odkąd staniesz się wyrostkiem, wysłuchiwał będziesz peanów
na cześć politechnik, różnych maści i ras inżynierii, jak również matematyki,
fizyki - no, ogólnie pojętych nauk ścisłych.
„Dobry chłopiec, do mat- fizu idzie”- tym hasłem zachęca się przyszłych
adeptów kierunków technicznych. „Human?”, skrzywi się matka i nie będzie
musiała dodawać niczego więcej. Jej rozczarowanie i grymas na buzi wyrazi
wszystko. Wszystko, czyli: „Zawiodłeś nas, synu, co ty najlepszego robisz,
chcesz swoich rodziców dobrodziejów o zawał przyprawić. Nie, nie, nie, jeszcze
masz szansę polubić matematykę”. Nim dociągniesz do klasy maturalnej będziesz
wiedział, że jesteś absolutnie do niczego, że Pytia już Ci wyprorokowała etat w
McDonald’s, że co z tego, iż bardzo ładnie piszesz i produkujesz epokowe
refleksje skoro w tym samym czasie mógłbyś całki lub też macierze poćwiczyć.
Druga rzecz łączy się z tą pierwszą, a zmieszane
ze sobą mogą dać przykre konsekwencje. Bycia humanistą nie da się oddzielić od
bycia wrażliwym. Wierz mi i wierzcie
wszyscy, którzy tego słuchacie. Humanista to ktoś, kto odczuwa świat trochę
intensywniej, głębiej, dostrzega więcej walorów i detali. Z jednej strony to
piękne, z drugiej- wystawia go na krytykę. Potrafi wtedy godzinami przeżywać
problemy, popłakiwać, zaś presji poważniejszych kłopotów po prostu nie
wytrzymuje. Pamiętam taką osobę. Zapomniałem, jak miała na imię, ale była młoda,
wysoka, szczupła, miała śliczne czarne włosy, które powiewały na wietrze, jak
romantykowi. I on nie zniósł presji fundowanej przez media, memy, rodziców,
koleżków, fora i skończył ze sobą.
Tak, wiem,
że należałoby to wszystko zmienić, ale to trudne. Potrzeba do tego wręcz
boskiej mocy. Tak właśnie- mocy, a ja ostatnio trochę słabiej się czuję.
Marta Pawlikowska
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz