Tematem tego felietonu
jest rzecz niezwykle aktualna, bo tak to co
roku bywa, że w kwietniu i maju młodzież całej Polski jest katowana na
egzaminach, sprawdzianach oraz przez różnego typu komisje egzaminacyjne. Tak
się jednak złożyło, że w 2016 r. także dwaj moi kuzyni zostali zmuszeni do
zdania tego rodzaju testów, stąd zrodził się mój pomysł na felieton.
Młodszyz nich, Marek, zmagał się z testem
szóstoklasisty. Po prostu należą się brawa temu, kto wymyślił strukturę tego
sprawdzianu: prawdziwa sesja, to znaczy każdy musi przejść trzy
złowieszcze testy (szczególnie ten drugi jest okrutny): z języka
polskiego, matematyki i angielskiego! To dla 13-letniego młodzieńca(!) są istne
katusze!
Natomiast starszy z kuzynów, Piotrek, walczył
dzielnie z egzaminami gimnazjalnymi. One na szczęście są do przejścia. Tuż po
ich zakończeniu prędko zadzwoniłem do Piotrka, aby spytać, jak mu poszło. - Nie
były straszliwie trudne (dzięki Bogu!), ale stres był naprawdę ogromny, bałem
się tylko, czy dobrze zaznaczyłem swoje odpowiedzi - relacjonował mi sam
zainteresowany. Podsumowując (spróbuję być na moment poważny i unikam
sarkazmu), zastanawiam się, po co już w dzieciństwie młodzi ludzie (przyszłość
tego kraju) są katowani takimi egzaminami i testami. Im dłużej myślę o tym, tym
bardziej jestem przekonany, że to nie ma żadnego sensu. Natomiast stwierdzam,
iż najgorszy jest towarzyszący im stres, bo od takich egzaminów zależy przecież
nasze przyszłe życie naukowe i zawodowe. Dla każdego młodego człowieka te
negatywnie przeżycie pozostaną w pamięci do końca życia. Znacznie szybciej ulecą
z głowy zadania egzaminacyjne, pytania z testów i udzielane odpowiedzi. No, tak
swoją drogą niedługo już matury…
Krzysztof
Hernik 1b
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz