Nudy na pudy.
O, przepraszam, wiem, nie powinno się
tak zaczynać. Najpierw należałoby walnąć ładny wstęp. Wracałem ze szkoły i
wstąpiłem do biblioteki publicznej, aby oddać kilka książek i komiksów. Pani
bibliotekarka, jak zwykle sympatyczna, zachęciła mnie do rozejrzenia się po
oddziale. Po wstępnym przejrzeniu
regałów w "pokoju dla dorosłych", udałem się w kierunku strefy
dziecka świadom, że tam również wiele dobra można między okładkami znaleźć.
Więc wchodzę, patrzę, patrzę, patrzę. Nic. To znaczy - dużo książek, ale nie
dla mnie, nie na dziś, nie ten kolor, nie wiem - rozmiar książki czy inne
bzdury? Wreszcie najgorszy regał - literatura edukacyjna dla dzieci. A tam
kilka książek ze znanej mi serii o strasznej historii, a wśród nich ta. Pamiętałem
ze szkoły kilka zabawnych książeczek o Rzymianach, Szekspirze, Celtach, ale to
było sześc lat temu. No i wziąłem tę
jedną. OK. Ciężko jest mi cokolwiek pisać, gdyż ta książka jest po prostu
słaba. Nudna że hej, góra jedna ciekawa historia, kalendarium gigantyczne -
jedna trzecia (nudna!) cześć książki. Obrazki no - w porządku. Ilustrator
starał się jak mógł zabawnie zobrazować kolejne śmieszne kawały autora
(niektóre były dobre, nie można się przyczepić). Ale te tematy! No ja nie mogę!
Najciekawszy XX wiek w historii świata, a ten chwyta się jakiś bzdur. Nawet o
muzyce lat siedemdziesiątych - osobną książkę można by napisać (ba - całą
bibliotekę dobrych książek), a facet zamyka to w czterech, sześciu stronach i
to jeszcze jako żarty ze słabych tytułów i jakiejś tam pierwszej płyty mniej
znanego zespołu. To był tak słaby fragment, że nogi się pode mną ugięły. A już
od lat trzydziestych Terry Dearry rozpoczął definiowanie swojej wizji
nastolatka.
Myślę sobie - będzie opisywał
konkretne grupy młodzieży w ich środowisku. Bardzo dobrze - robił to już
wielokrotnie, zawsze to było ciekawe. No i rzeczywiście, na początku książki
opisuje on życie dzieci zarówno z elit, jak i z totalnego, bezdomnego plebsu i
jest fajnie. Ale od lat pięćdziesiątych najwyraźniej wizja młodego człowieka
staje się w oczach autora zupełnie jednolita. Każdy nastolatek to zapatrzony w
telewizję nudziarz dręczony przez nauczycieli i słuchający głupiej muzyki.
Jedynie epizod o młodocianym złodzieju samochodów trzymał jakiś poziom, chociaż
dwie strony to trochę za mało jak na taki fajny temat - przestępstwa w latach
powojennych. Ale przy telewizji to już limit nie obowiązuje - dalejże
dwadzieścia stron o jakichś kreskówkach i wypadkach prezenterów telewizyjnych
przy pracy to nic. Po prostu - najważniejszy element historii XX wieku. A o
Hitlerze tylko wzmianka w kalendarium! No - oczywiście rozumiem, że o obydwu
wojnach światowych napisano osobną "Straszną Historię" (przy okazji -
najlepszą ze wszystkich), ale na litość - opisywanie wojny pod kątem materiałów
propagandowych puszczanych w szkolnych rozgłośniach radiowych, oraz drukowanych
w młodzieżowych czasopismach to zbrodnia. I to jeszcze jaka nudna. Żebym nie
zapomniał - całość książki jest przybliżeniem jedynie historii Anglii. Nawet
powstań Irlandzkich tu nie ma. Jedynie nudne życie codzienne Anglików. Nie
poczytasz o wojnie mandżurskiej, ani o jesieni ludów, czy chociaż o rewolucji
październikowej. Punkt widzenia Brytoli skupia się jedynie na ich własnym,
ciasnym ogródku i ich własnej, nudnej telewizji. I żeby mi się nie odezwały
głosy oburzenia - że o przepraszam. Ta książka to jest o Anglii i tylko o Anglii, a ty to nie wiadomo czego
wymagasz. No sorry, ale wymagam. Chociaż może sprostowania, że oto nie trzymam
w dłoniach książki o dwudziestym wieku, ale zbiorek anegdot o mass mediach
Wielkiej Brytanii. Poczułem się literacko oszukany. Zakończenie nie będzie zbyt
optymistyczne. Nie będę pisał o zaletach książeczki, bo po prostu ich nie
pamiętam. "Straszna Historia" jaka jest każdy widzi, a jak nie wie,
to po to ma bibliotekę, by się samemu przekonać. Zalety tejże serii są jak
puzzle - jest ich wiele i najbardziej widać je w szczegółach, o których nie mam
serca pisać, bo i chyba godzina, by nie wystarczyła, aby wszystkie wymienić. Ta
część zawiodła po całości. I tym ponurym akcentem kończę.
Jakub Ciepły
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz