David Gilmour, były wokalista i gitarzysta zespołu Pink Floyd w
2015 wydał swoją czwartą solową płytę pt” Ratlle that lock”. Poprzednich płyt
nie przesłuchałem w całości, więc za punkt odniesienia będę miał albumy Pink
Floydów. Jako fan zespołu dowiadując się w 2014, że Floydzi planują wydać nowy
krążek, będący hołdem dla zmarłego klawiszowca zespołu Richarda Wrighta oraz ostatecznym pożegnaniem
z fanami, czekałem na coś, co najmniej dobrego. Płyta „Endless River” niestety
okazała się być zlepkiem niezbyt ciekawych archiwalnych piosenek, które nie
wzbogaciły w żaden sposób dorobku zespołu. Zachodziła więc obawa, że solowa
płyta Gilmoura będzie wydana na siłę i podzieli los „Endless River”. Czy tak
się stało?
Zacznijmy od początku. Płyta składa się z 10 piosenek, a całość
trwa ok.51 min.
Pierwszy utwór na płycie zatytułowany „5.A.M” to 3 minutowe
instrumentalne intro do całej płyty. Senny kawałek, do momentu wejścia gitary
Gilmoura z lekko bluesowym charakterem. Szkoda, że utwór kończy się tak szybko.
Druga piosenka to dość nietypowe dzieło, jak na gitarzystę Pink Floyd.
Pop rockowy tytułowy utwór „Rattle that lock” to dość eksperymentalna
kompozycja, nie każdemu (a przede wszystkim radykalnym fanom Pink Floydów) może
się podobać. Mnie jednak przypadła ona do gustu z kilku względów. Przede
wszystkim wokal Gilmoura brzmi zdecydowanie żywiej niż ostatnimi czasy. Bardzo
dobry chór wspomaga Gilmoura, a solo na gitarze wykonane przez niego samego
dopełnia całości.
Wszyscy, którzy obawiali się kolejnych dziwnych popowych piosenek mogą odetchnąć z ulgą, bo „Face of Stone” trzecia kompozycja wraca do korzeni. Gościnnie występuje Zbigniew Preisner. Smyczki, akordeon i gitara akustyczna przodują w tym utworze, który kończy się kolejną dobrą solówką Gilmoura na elektryku. Moim zdaniem jedna z najlepszych kompozycji na płycie.
Wszyscy, którzy obawiali się kolejnych dziwnych popowych piosenek mogą odetchnąć z ulgą, bo „Face of Stone” trzecia kompozycja wraca do korzeni. Gościnnie występuje Zbigniew Preisner. Smyczki, akordeon i gitara akustyczna przodują w tym utworze, który kończy się kolejną dobrą solówką Gilmoura na elektryku. Moim zdaniem jedna z najlepszych kompozycji na płycie.
A „Boat Lies Waiting” to hołd oddany Wrightowi rozpoczynający się pianinem oraz jego słowami "It's
like going into the sea, Theres nothing...". Później mamy wokal Gilmoura
oraz zaproszonych gości Grahama Nasha i
David Crosbiego oraz syna Gilmoura. Utwór kończy się solówką na pianinie.
W połowie płyty znajduje się piosenka „Dancing Right In Front of Me”, która
zawiera elementy jazzu, co jest dość niespotykane dla artysty, jakim jest Dave.
Po poprzedniej melancholijnej piosence jest trochę żywsza, oraz stanowi wejście
do moim zdaniem najlepszego utworu na tej płycie.
„In any Tounge” będzie niewątpliwie obowiązkowym utworem do grania
na koncertach. Dobry tekst, dość prosta, wpadająca w ucho kompozycja. W
piosence znajduje się również najlepsze gitarowe solo, w którym Gilmour
pokazuje, dlaczego jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych i szanowanych
gitarzystów na świecie.
Kolejna piosenka zatytułowana „Beauty” to solidny kawałek, jednak przy
poprzednich wypada dość średnio i nie zapada w pamięć.
„The girl in the yellow
dress” to dość duże zaskoczenie,
ponieważ jest to jazzowy utwór przepełniony dźwiękami kontrabasu i pianina. I
znów fani starych Pink Floydów mogą poczuć się źle.
Następnym utworem jest „Today, -wokalne pożegnanie
Gilmoura- najbardziej dynamiczna piosenka na płycie. Krążek kończy
instrumentalne „And then…”.
Podsumowując „Rattle that lock” to, moim zdaniem, udana
płyta, momentami nieco melancholijna, ale zostawiająca pozytywne wrażenie i
budząca chęć ponownego jej przesłuchania. Album zyskał bardzo skrajne recenzje
i nie uniknął porównania do innych płyt Pink Floydów. Musimy jednak zdawać
sobie sprawę, że płyty, takie jak „Dark side of the moon”, czy „The Wall” są
jedyne w swoim rodzaju i jeśli pozbędziemy się tych porównań to z pewnością” Ratlle that lock” może się
podobać. Polecam
każdemu, a w szczególności fanom dobrych gitarowych dźwięków.
Marcin Kosowicz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz